Śmierć w Smoleńsku

Główne forum, poświęcone wątkom dotyczących Kalisza.
Awatar użytkownika
arko
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 236
Rejestracja: 14 lis 2007, o 20:25
Lokalizacja: Czaszki/Rypinek

Nieprzeczytany post autor: arko » 7 cze 2010, o 19:23


Awatar użytkownika
milo
Moderator
Moderator
Posty: 5400
Rejestracja: 24 lis 2008, o 02:30

Nieprzeczytany post autor: milo » 7 cze 2010, o 22:19

Takich teoryjek można tworzyć na pęczki.
Z uwagi na sprytne pominięcie pewnych spraw w tej teorii ja spytam : jakiej narodowości jest autor i komu on naprawdę SŁUŻY ;-)
Mam tu bowiem swoją teorię :lol:
"Ani chwili przerwy w rozwoju Ostrowa."
autor anonimowy

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 14 cze 2010, o 21:31

Stenogramy rozmów z kokpitu Tu-154, które miały wykluczyć hipotezę celowego spowodowania katastrofy pod Smoleńskiem, w rzeczywistości ją uprawdopodobniły. Eksperci potwierdzają możliwość zakłócenia nawigacji samolotu, celowo wywołanej awarii lub podania fałszywych danych z wieży

`Zdecydowałem o ujawnieniu materiału, nie aby ten komuś coś wyjaśniał, tylko aby przerwać spekulacje i rozwiać dwuznaczną atmosferę tajemnicy' - mówił premier Donald Tusk, komentując fakt opublikowania zapisów rozmów z kokpitu prezydenckiego Tu-154. Niestety - stenogramy, pełne luk, nieścisłości i miejsc `niezrozumiałych' - `dwuznaczną atmosferę tajemnicy' wokół tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego i 95 pasażerów tylko zagęściły.
Co do jednego większość komentatorów jest zgodna: najbardziej zagadkowe jest ostatnie 15 sekund lotu, gdy po komendzie drugiego pilota Roberta Grzywny: `odchodzimy', Tu-154 gwałtownie zaczął tracić wysokość. Wcześniej lot przebiegał - jak się wydaje - bez komplikacji. Piloci byli spokojni, mieli świadomość pogarszającej się pogody, wiedzieli o trudnościach z lądowaniem rosyjskiego Iła-76. O 10.26, kwadrans przed katastrofą, kpt. Arkadiusz Protasiuk mówił: `W tej chwili, w tych warunkach, które są obecnie, nie damy rady usiąść. Spróbujemy podejść, zrobimy jedno zajście, ale prawdopodobnie nic z tego nie będzie'. Sześć minut póżniej dowódca samolotu oznajmił: `Podchodzimy do lądowania. W przypadku nieudanego podejścia odchodzimy w automacie(czyli na automatycznym pilocie)
> Dlaczego nie odeszli
Wysokość decyzyjna - czyli poziom, na którym załoga musi ostatecznie zdecydować o lądowaniu - wynosi dla lotniska Smoleńsk-Siewiernyj 70 m. Polscy piloci, nie łamiąc procedur, zeszli na 100 m, potem na 90. Chcieli zapewne dla formalności sprawdzić warunki do lądowania. Na wysokości 80 m - a więc przed wysokością decyzji - mjr Robert Grzywna powiedział: `odchodzimy', dając sygnał do przerwania manewru lądowania. Tymczasem samolot z ogromną prędkością pionową (ok. 14 m/s) zaczął się obniżać. Dlaczego?
- Trzeba by sprawdzić w innych rejestratorach lotu, co w tym momencie zrobił pierwszy pilot. Zakładam dwie wersje: pierwszą, że zignorował rozkaz, mimo że to jego kolega był za to odpowiedzialny i do niego należała decyzja. Taką wersję obecnie często podaje się w mediach. Ja uważam, że było inaczej, że w tym momencie Arkadiusz Protasiuk podjął próbę odejścia z lotniska. Bez danych z rejestratorów parametrów lotu możemy jednak tylko spekulować.
Zdaniem emerytowanego pilota, kpt. Janusza Więckowskiego, jeżeli faktycznie piloci próbowali poderwać samolot, to w kluczowym momencie mogło dojść do awarii lub częściowego rozpadnięcia się silnika. Taka usterka tłumaczyłaby utratę kontroli nad Tu-154 i szybkie opadanie samolotu. Jeśli doszło do awarii, zarejestrować musiał to rejestrator parametrów lotu, którego zapisów dotychczas nie ujawniono.
Tak czy inaczej, niemożliwe wydaje się, by załoga po komendzie `odchodzimy' zdecydowała się na lądowanie. Po pierwsze: nie miała wówczas wystarczającej widoczności, po drugie: w zapisach rozmów zachowałaby się jakakolwiek reakcja na samobójcze obniżanie przez dowódcę maszyny wbrew komendzie drugiego pilota. Po trzecie wreszcie: według karty podejścia, na 70 m Tu-154 powinien odebrać sygnał bliższej radiolatarni, znajdującej się 1,1 km od pasa lotniska (dalsza radiolatarnia ulokowana jest w odległości 6,1 km od pasa). Tymczasem sygnał ten został odebrany, ale - uwaga - poniżej 20 m, trzy sekundy przed pierwszym uderzeniem w drzewa! Nawet niedoświadczeni piloci nie kontynuowaliby lądowania, nie otrzymawszy sygnału bliższej radiolatarni informującego ich, że są na odpowiednim pułapie i we właściwej odległości od pasa.
> FSB/GRU na wieży
Lektura stenogramów skłania również do pytań o zachowanie rosyjskich pracowników wieży lotów. - Moim zdaniem decyzje wieży były mocno spóżnione w stosunku do tego, co następowało.
Według redaktora miesięcznika `Lotnictwo', w ostatnich kilkudziesięciu sekundach lotu załogę pozostawiono samej sobie: kontrolerzy nie odradzali lądowania w Smoleńsku - jak twierdziły media - w żaden sposób nie ułatwiali też polskim pilotom schodzenia. Co więcej, niemal do końca wieża informowała, że Tu-154 jest `na ścieżce i kursie'. Kontroler smoleńskiego lotniska przekazał załodze komendę zaprzestania zniżania `101 horyzont' dopiero trzynaście sekund przed katastrofą (na wysokości 50 m!), a gdy maszyna była na 20 m i zbliżała się do drzew, padł komunikat nakazujący... odejście na drugi krąg.
- Jeżeli samolot schodzi poniżej ścieżki podejścia, operator na wieży powinien zareagować: `jesteś poniżej ścieżki zniżania'. Takiej reakcji nie było. Pytanie: dlaczego?
O tym, że na rosyjskiej wieży działy się dziwne rzeczy, świadczy kilka tajemniczych wydarzeń: zeznania rzekomego pracownika wieży kłamliwie oskarżającego Polaków o nieznajomość rosyjskiego, zniknięcie szefa kontrolerów na lotnisku i szefa zmiany (jeden z nich odszedł na emeryturę trzy dni po katastrofie, drugi rozpłynął się w powietrzu po zabraniu go przez nieokreślonego bliżej `mundurowego'), brak zgody Rosjan na przesłuchanie obsługi lotniska przez polskich prokuratorów, a wreszcie ujawniona przez `Fakt' obecność na wieży agenta rosyjskich służb specjalnych. To właśnie zagadkowy oficer - prawdopodobnie FSB lub GRU (Smoleńsk-Siewiernyj to lotnisko wojskowe) - towarzyszył dwóm kontrolerom, którzy - przypomnijmy - zniknęli. Polska prokuratura wojskowa potwierdziła co prawda, iż `bada ten wątek', ale biorąc pod uwagę, że po dwóch miesiącach od katastrofy Polakom nie udało się nawet przesłuchać ludzi naprowadzających Tu-154 na pas, nie należy spodziewać się ustalenia roli agenta FSB (GRU?) w tragicznym lądowaniu samolotu.
Zastanawiające, że pomocnik kontrolera wieży, Ryżenko, został oddelegowany na lotnisko Smoleńsk-Siewiernyj `do czasu zakończenia lotów 10 kwietnia'. Tak jest w protokołach zeznań.
Nawiasem mówiąc, w całej sprawie nie mniej od zamieszania związanego z wieżą lotów zastanawia dysproporcja między fatalną organizacją lądowania od strony rosyjskiej (brak oświetlenia, skromna obsada wieży i płyty lotniska) a ogromną liczbą funkcjonariuszy służb mundurowych i specjalnych będących rankiem 10 kwietnia w okolicach lotniska. Z raportu rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) wynika, że już po 13 minutach od katastrofy (czyli o 8.54) teren wypadku został otoczony przez 180 (!) członków służby zarządu spraw wewnętrznych obwodu Smoleńskiego i Federalnej Służby Ochrony. Tuż po katastrofie na miejscu byli też funkcjonariusze OMON - paramilitarnych sił specjalnych rosyjskiej milicji (w uzbrojeniu m.in. karabiny szturmowe, pistolety maszynowe i granatniki).
> Putin zagra stenogramami
W ujawnionych stenogramach dziwi wysoki stopień zaszumienia taśm. Na niektórych stronach dokumentu wyrażenia `niezrozumiałe' stanowią 20-30 proc. zapisu. To bardzo dużo w porównaniu z innymi nagraniami z rejestratorów lotu. Dla przykładu: rozmowy prowadzone w kokpicie Iła-62, który rozbił się w 1987 r. w Lesie Kabackim, zachowały się niemal w 100 proc. Czy zaszumienie to wynik ingerencji w czarne skrzynki, czy może miejsca `niezrozumiałe' zostaną odszumione przed wyborami? A może jedno i drugie?
- W stenogramach są momenty, w których nie wiadomo, kto wypowiada daną kwestię, nie wiemy, co jest treścią wypowiedzi, są całe sekwencje, pod które można podłożyć wiele różnych elementów - mówi Krzysztof Zalewski z miesięcznika `Lotnictwo'. - Z zaprezentowanego stenogramu na dobrą sprawę nic nie wynika. Nie wynika, że był jakiś nacisk, ale też, że go nie było. Powoduje to, że sytuacja jest otwarta. Napis na stronie tytułowej, że jest to wariant nr 1, przygotowuje nas, że prawdopodobnie będą inne warianty.
Wiemy, że obecnie toczy się kampania wyborcza. Daje to możliwość ingerencji w wewnętrzne sprawy Polski. Umiejętnie manipulując przeciekami, można będzie sterować opinią publiczną. Nagle pojawią się treści, które będzie można włożyć w miejsca wykropkowane, zostaną zidentyfikowane osoby wypowiadające dane kwestie.
Zgodność z prawdą zaprezentowanych przez rząd stenogramów także budzi poważne wątpliwości. Przede wszystkim autentyczności dokumentów nie potwierdzili... sami Rosjanie. Poza tym na opublikowanych stenogramach brakuje podpisów Bartosza Stroińskiego - polskiego pilota wojskowego, który identyfikował w Moskwie głosy swoich nieżyjących kolegów z pułku. Jakby tego było mało, głos należący według Rosjan do szefa protokołu MSZ Mariusza Kazany (który na wiadomość o mgle miał powiedzieć m.in. `no to mamy problem') mógł być głosem zupełnie innej osoby. `To, że głos nienależący do załogi, który zarejestrowała czarna skrzynka Tu-154, należał do szefa protokołu dyplomatycznego MSZ, Mariusza Kazany, jest tylko sugestią. Nie potwierdzili tego polscy eksperci' - poinformowała rzeczniczka MSWiA Małgorzata Wożniak.
Co jakiś czas pojawiał się artykuł w rosyjskiej prasie, wypowiadali się rosyjscy fachowcy, którzy podając po kawałku fragmenty stenogramów, tworzyli obraz błędu pilota i nacisków. Potem wykorzystywała to prasa polska, gdzie też wypowiadali się różni eksperci, którzy budowali podobny obraz. Potem rosyjskie media cytowały te fragmenty, twierdząc, że Polacy już stwierdzili, iż przyczyną był błąd pilota. Możemy sądzić, że podobne działania będą podejmowane nadal.
> Procedura pisana krwią
Z wyliczeń ekspertów, dokonanych na podstawie czasów przelotu i wysokości ze stenogramów i raportu MAK, wynika, że tor lotu był zakłócony. Podobne zdanie ma mjr Waldemar Łubowski, pilot: - Nie ma w stenogramach prośby załogi o sposób zajścia do lądowania, oni zostali wyprowadzeni na styczną do kręgu o promieniu 19 km. Przy takich warunkach to jest zdecydowanie za blisko. Wyprowadza się samoloty dalej, na około 30 km i ustawia w osi pasa po to, by załoga mogła zgrać wszystkie parametry i dokładnie się w niej utrzymywać. Oni tu weszli w oś pasa na 10 km, mając niewiele czasu, by się precyzyjnie w niej ustawić. Być może lecieli według GPS, który im fałszywie pokazywał odległość do pasa. Gdybyśmy wszystko, co się działo, przesunęli do przodu, samolot znalazłby się przecież w osi.
Marek Strassenburg Kleciak, specjalista od systemów trójwymiarowej nawigacji, mówi: - Albo piloci byli samobójcami, albo na 80-90 m wydarzyło się coś, o czym jeszcze nie wiemy. Z moich wyliczeń wynika, że samolot leciał powyżej prawidłowej ścieżki podejścia, a poniżej punktu decyzji leciał poniżej tej ścieżki. Wytłumaczeniem sugerowanym przez stenogram, jeśli mu w ogóle wierzyć, jest to, że nawigator zaczął podawać pilotowi jako wysokości wskazania wysokościomierza radiowego zamiast wysokościomierza barometrycznego. Jest to kompletny absurd, ale z gatunku tych wytłumaczeń, które można przedstawić laikowi jako przyczynę katastrofy. Nawet początkujący nawigator nie popełni takiego błędu. Nie było żadnego powodu, by załoga miała złamać procedurę. Jest ona pisana krwią.
> Zastanawiająca utrata sterowności
Za pomocą meaconingu piloci mogli zostać sprowadzeni nad jar (rozległą dolinę) zamiast na smoleńskie lotnisko, natomiast bezpośrednią przyczyną katastrofy mogła być awaria lub inne zdarzenie, które spowodowało, że piloci utracili wpływ na sterowność maszyny. Jedna z teorii utraty sterowności po minięciu dalszej radiolatarni (6,1 km od pasa) mówi, że mogło to być np. uszkodzenie serwozaworu hydraulicznego steru samolotu. Mgła, jeśli była na poziomie 500 m, mogła utrzymywać zawieszone cząstki (opary) substancji olejowej lub innej, która (podobnie jak pył wulkaniczny), gdy dostanie się do powolnego serwozaworu hydraulicznego steru, zatyka go, powodując jego dezorganizację funkcyjną, czyli odwrócenie działania. Problem sterowności samolotu mógł zacząć się już na wysokości poniżej 400 m. Być może to było przyczyną obecności gen. Błasika w kabinie pilotów i czytanie na głos instrukcji.
Tuż przed katastrofą w Smoleńsku pojawiła się w tej okolicy gęsta mgła, która wpłynęła na to, że piloci z opóżnieniem zorientowali się, iż znajdują się obok ścieżki podejścia i tuż nad ziemią. Kolejnym dziwnym trafem polskie służby, które o godz. 8.25 otrzymały informację o mgle w rejonie Smoleńska, zapomniały przekazać tę wiadomość na pokład prezydenckiego samolotu.
> Meaconing i dziwna awaria?
Jeśli w przypadku prezydenckiego Tu-154M miało miejsce celowe zakłócenie sygnału GPS, tzw. meaconing, to aby (teoretyczny) zamach był skuteczny, musiałyby być zakłócone również dane wysokości i odległości od pasa, lub wydarzyć się awaria. Pilot korzysta ze wskazań GPS, lecz jeśli sygnał GPS został zakłócony bez zastosowania fałszywych radiolatarni, to w odległości 6,1 km, na wysokości dalszej radiolatarni, pilot zorientowałby się, że znajduje się w złym położeniu. Zdążyłby wyprowadzić maszynę na drugi krąg. W przypadku zastosowania fałszywych radiolatarni szanse na uratowanie się maleją niemal do zera.
> Tajemnica radiolatarni
- Gdy pilot nastroi odpowiednio urządzenia w kabinie, samolot sam leci, tak jak mu się wytyczy ścieżkę. Leci, kierując się na anteny. Gdy samolot jest nastrojony na dalszą i bliższą radiolatarnię, pilot wie, że wyjdzie idealnie na pas startowy. Gdyby przeleciał na właściwej wysokości nad drugą, bliższą radiolatarnią, to wyleciałby równo na pas startowy. Nie ma innej możliwości. Sygnał, jaki wysyła radiolatarnia do samolotu, jest emitowany w linii pionowej. Teoretycznie istnieje możliwość odbicia sygnału radiowego poza linię pionową, tzw. listek, ale to mało prawdopodobne. Samolot musi przejść nad radiolatarnią na odpowiedniej wysokości, wtedy pilot wie, że wchodzi dokładnie w wiązkę radarów stojących na początku pasa startowego, które pomagają mu usiąść na płycie lotniska. To wszystko dowodzi, że samolot był na fałszywym kursie.
Przy nalocie na radiolatarnię pilot obserwuje radiokompas. Lot obok linii osi pasa powoduje wychylenie wskażnika tego urządzenia. Pilot zna wysokość położenia każdej radiolatarni i jej odległość od pasa, wie też, na jakiej wysokości powinien przelecieć nad każdą z nich. Piloci już przed startem przygotowują parametry ścieżki podejścia.
- Wiemy, że bliższa radiolatarnia przerywała. Ale zarówno dalsza, jak i bliższa radiolatarnia zostały przez urządzenia pokładowe wykryte. Podejrzewam, że radiolatarnie miały znaczenie pomocnicze, bo on mógł się kierować wskazaniami GPS, wykorzystując możliwości, jakie miał samolot. `Rzeczpospolita' ujawniła, że przed lotem do Smoleńska piloci 36. pułku transportowego bezskutecznie prosili Rosjan i polski MSZ o przydzielenie im - zgodnie z procedurami - rosyjskiego nawigatora. Pytanie, dlaczego tak się stało, brzmi dziś szczególnie mocno.
Czy jednak sprowadzenie prezydenckiego Tu-154 z właściwej ścieżki podejścia w dolinę obok pasa poprzez sygnał z fałszywej bliższej radiolatarni było w przypadku tej katastrofy prawdopodobne? Samolot odebrał go, będąc poniżej 20 m nad ziemią. Zastosowanie fałszywej radiolatarni miałoby uzasadnienie, gdyby została umieszczona wcześniej. Odebranie jej sygnału tuż nad ziemią, czyli zaledwie 9 sekund przed katastrofą i poniżej 20 m od ziemi, a nie 70, jak nakazują procedury, nie ma sensu. Chyba że odebrany sygnał, odnotowany w stenogramach, dotarł z prawdziwej radiolatarni, która w tym momencie znajdowała się w odległości około 40 m z prawej strony, a około półtora kilometra wcześniej na fałszywą ścieżkę skierował samolot marker fałszywej radiolatarni (np. w momencie, gdy prawdziwa przerywała nadawanie - to, że przerywała wysyłanie sygnału, stwierdził pilot jaka).
Może więc była to awaria. Same stenogramy, duża liczba tzw. szumów, bez podania parametrów lotu, które minister Miller także przywiózł z Moskwy, nie ucinają spekulacji - przeciwnie, potęgują je.
Jeszcze bardziej zwiększałyby powodzenie ewentualnego zamachu ustawienie przesuniętych fałszywych APM-ów, czyli specjalnego oświetlenia naprowadzającego samolot na pas, a zarazem wygaszenie lub usunięcie prawdziwych świateł (znane są zdjęcia rosyjskich służb, które po katastrofie wkręcały żarówki do lamp). Są one ustawiane na progu pasa. Jeśli pilot zobaczyłby te światła, byłby przekonany, że widzi pas startowy.
Onet.pl

Tak na deser,fotka z miejsca katastrofy.Co Wam to przypomina??Nic nie sugeruję.

Obrazek
Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

sector-ostrow
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 1270
Rejestracja: 16 kwie 2007, o 11:36
Lokalizacja: --------------

Nieprzeczytany post autor: sector-ostrow » 14 cze 2010, o 23:09

Co za brednie ten tekst.

Do katastrofy doprowadziło kilka, nakładających się na siebie czynników:
- gęsta mgła w okolicach lotniska
- brak danych lotniska w Smoleńsku w systemie TAWS
- ukształtowanie terenu na ścieżce podejścia do lądowania (głęboki jar)
- decyzja o próbie lądowania, mimo niemal 100% pewności, że i tak sie nie uda (rozmowy pilotów w scenogramie)

To te podstawowe czynniki. Gdyby dowolny jeden z nich nie występował nie było by katastrofy.

Jak wiadomo lotnisko w Smoleńsku nie posiada żadnych nowoczesnych urządzeń radiolokacyjnych umożliwiających niezależne od pogody automatyczne podejście do lądowania nawet na ślepo. Dodając do tego brak danych tego lotniska w bazie danych systemu TAWS (widzi to miejsce jako łąka lub las) oraz widoczność poniżej dopuszczalnych norm, próba lądowania nie powinna się wogóle odbyć. Ale się odbyła. Piloci lądując przy niemal zerowej widoczności kierowali się jedynie informacjami podawanymi z wieży kontrolnej (mizernieie), prechostorycznych radiolatarni przed lotniskiem i ... wysokościomierzem radiowym. Ten ostatni działa na zasadzie puszczania sygnału pionowo w dół, odbierania go i obliczeniu odległości od ziemii. Wszystko było by ok, gdyby nie wspomniany już jar przed lotniskiem, czyli dolina głębokości około 60m.

Jak doszło do katastrofy?
Podejście było na autopiloscie, który na podstawie danych z wysokościomierza kontroluje wszystkie mechanizmy samolotu: ciąg silników, mechanikę skrzydła (klapy), lotki, ster wysokości i kierunku. Piloci przyjeli, że na wysokości około 100m, jeśli nadal nic nie będzie widac zrobią "odejście", które polega tak naprawde tylko na włączeniu jednego przycisku, dzięki któremu autopilot przyłącza się z trybu podejścia do lądowania w tryb odejścia.
Wszystko przebiegało niby prawidłowo do wskazywanej wysokości 100m. Lot na tej wysokości trwał około 7-8s mimo, że samolot powinien powoli obniżać wysokość. Autopilot zareagował obniżeneiem lotu, a wiec oddaniem steru. Pech polegał na tym, że podczas tych 7-8s na niby stałej wysokości 100m, samolot tak naprawde stale obnizał lot, ale leciał nad opadającym zboczem w dół jaru - wysokość mierzona wysokościomierzem radiowym . Niemal w chwili kiedy autopilot skorygował lot oddaniem steru samolot znajdował się już nad dnem jaru i zaczął zbliżać się do przeciwległego zbocza. W wyniku tego wysokość samolotu zaczęła nagle gwałtownie maleć. W tym momencie padła komenda "odchodzimy". Jednak było już za póżno. Na autopilocie TU-154 potrzebuje na ten manewr około 10s. Prawdopodobnie gdyby samolot leciał nad płaskim terenem nie doszło by do katastrofy. Jednak teraz samolot leciał wprost na wznoszące się zbocze jaru PONIŻEJ wysokości płyty lotniska! Pełna moc wszystkich silników (świadkowie słyszeli głośną pracę silników tuż przed rozbiciem), klapy w pozycji do wznoczenia i zaciągniecie steru wysokości. PRAWIE by sie udało. Gdyby nie było drzew prawdopodobnie samolot przeleciał by nad powierzchnia na wysokości 2-3m mierzonych od końcówek wyciągnietych kół. Niestety już praktycznie się wznosząc, lewe skrzydło zahacza o dużą brzozę, która dosłownie ucieła 3-4 końcowe metry skrzydła. W efekcie czego różnica nośności obu skrzydeł powoduje nieprzewidziany manewr przekręcania się całego samolotu wokół własnej osi przeciwnie do kierunku wskazówek zegara - zaczyna sie beczka na lewe skrzydło. Pracujące na pełnym gazie silniki potęgują tylko ten ruch. Samolot zwiększa wysokość, przekręcając sie na lewe skrzydło przelatuje nad jedną z ruchliwych dróg wjazdowych do Smoleńska i kilkaset metrów dalej rozbija się z dużym impetem o ziemię w pozycji ODWRÓCONEJ. Ponieważ górna część kadłuba nie jest za bardzo wytrzymała następuje dosłownie sieczka wszystkiego i wszystkich znajdujących się wewnątrz samolotu.
Najbardziej ponure jest jednak to, że paradoksalnie gdyby nie probowano odejścia i samolot kontynuował by opadanie na małej mocy ciągu, opuszczonych klapach z małą prędkościa, większość pasażerów by prawdopodobnie przeżyła katastrofę, a kadłub maszyny pozostał by w jednym kawałku. Samolot wtedy uderzył by o ziemię podwoziem, które jest wielokrotnie wytrzymalsze niż dach. Impet zamortyzowały by dodatkowo drzewa i podwozie, a nawet odrywane skrzydła już podczas przebijania się przez las. Takie przypadki miały już miejsce i nigdy nie skończyło się śmiercią wszystkich ludzi na pokładzie.
zgoda buduje, niezgoda rujnuje

Pawel
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 2938
Rejestracja: 13 kwie 2006, o 21:48

Nieprzeczytany post autor: Pawel » 15 cze 2010, o 10:23

sector-ostrow pisze:..
Do katastrofy doprowadziło kilka, nakładających się na siebie czynników:
- gęsta mgła w okolicach lotniska
- brak danych lotniska w Smoleńsku w systemie TAWS
- ukształtowanie terenu na ścieżce podejścia do lądowania (głęboki jar)
- decyzja o próbie lądowania, mimo niemal 100% pewności, że i tak sie nie uda (rozmowy pilotów w scenogramie)

To te podstawowe czynniki. Gdyby dowolny jeden z nich nie występował nie było by katastrofy....
Bardzo odważna teza.Te cztery wymienione czynniki nie miały takiej samej wagi.Decydującym była gęsta mgła.O takim a nie innym ukształtowaniu terenu przed lotniskiem załoga wiedziała wiec ten czynnik miał tutaj najmniejsze znaczenie.

Myślę ze nie ma co prowadzić spekulacji bo żaden z nas nie jest ekspertem a nawet oni sami maja podzielone opinie co do przyczyn katastrofy.Sam stenogram rozmów to również za mało aby wyciągać jakiekolwiek wnioski.

sector-ostrow
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 1270
Rejestracja: 16 kwie 2007, o 11:36
Lokalizacja: --------------

Nieprzeczytany post autor: sector-ostrow » 15 cze 2010, o 10:29

Niby o dolinie wiedzieli, ale z ostatniej fazy lotu wynika, ze nie mieli świadomości, że wysokościomierz "ciągnie" ich po zboczu w dół.
zgoda buduje, niezgoda rujnuje

Awatar użytkownika
Crossmen
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 589
Rejestracja: 3 paź 2008, o 10:40
Lokalizacja: Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Crossmen » 15 cze 2010, o 20:59

Ot prosze w otrzymanych nagraniach z czarnych skrzynek, gdzieś się zapodziało 16 s. nagrania :-)

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 15 cze 2010, o 22:13

FSB TRZYMA ŁAPĘ NA ŚLEDZTWIE
Leszek Misiak, Grzegorz Wierzchołowski, 15-06-2010 15:48
Rosyjskie służby specjalne od pierwszych minut po katastrofie uniemożliwiały polskim służbom dostęp do miejsca tragedii, od początku sterowały śledztwem i nadal to czynią.

- Oficerów ABW, żandarmerii, którzy przyjechali m.in. zabezpieczyć ocalałe nośniki tajnych danych, zgromadzono w hangarze, oznajmiając, że `nie mają tu nic do roboty'. Kilka godzin potem Tusk przytulał się z Putinem - mówi informator `Gazety Polskiej', który był na miejscu 10 kwietnia.
Polskie służby posiadają bardzo ważny dowód w śledztwie - trzecią czarną skrzynkę. Jak dowiedziała się `GP', nie przekazały Rosji jej oryginału, choć tego żądała strona rosyjska. Rejestrator jest dobrze zabezpieczony, znajduje się w sejfie.

Trzecia skrzynka to cyfrowy rejestrator szybkiego dostępu, produkcji warszawskiej firmy ATM PP, typu ATM-QAR/R128ENC. Ocalał on z katastrofy i został przewieziony do Polski, ponieważ jest to polski patent. Strona rosyjska nie posiadała software (dostępu do oprogramowania), by odczytać jego zapisy. Okazało się jednak, że zarejestrował on o wiele więcej parametrów, niż pierwotnie sądziła rosyjska komisja śledcza. Stanowił niezależną kopię głównego rejestratora pokładowego MŁP 14-5.

Bloger `stary wiarus' na Salonie24.pl zwrócił uwagę, że `da się z niego odczytać wszystko to, co z rejestratora MŁP-14-5, ponieważ QAR jest wpięty równolegle w instalacje MSRP-64 (czyli system rejestracji parametrów lotu). Pochylenie, przechylenie, kurs, przyspieszenia we wszystkich osiach itp., a także tzw. pojedyncze zdarzenia, czyli nas interesujące, np. wysokość decyzji, naciśnięcie przycisku Uchod -2 krąg. Wysokość z RW i baro'. A więc informacje zarejestrowane w polskiej skrzynce zawierają odpowiedż: czy mjr Arkadiusz Protasiuk po komendzie drugiego pilota Roberta Grzywny `odchodzimy' pociągnął wolant, próbując odlecieć.
Komisja gen. Anodiny wystąpiła o przekazanie polskiego rejestratora Rosji. Z jakich powodów, skoro mają już własne zapisy dotyczące parametrów lotu?
Upublicznienie zapisów trzeciej polskiej skrzynki - po tym, jak Rosjanie przekażą nam ostateczną `odszumioną' wersję stenogramów rozmów w kokpicie - może obalić lansowane tezy o winie pilotów, a inne uprawdopodobnić.
Namiestnik Komorowskiego działał 29 kwietnia sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych Jacek Cichocki (w rządzie PiS stanowisko to należało do śp. Zbigniewa Wassermanna) zapewnił w Sejmie, że przy zabezpieczaniu przedmiotów osobistych ofiar katastrofy pod Smoleńskiem obecni byli przedstawiciele Żandarmerii Wojskowej oraz funkcjonariusze ABW. Polskich służb nie dopuszczono jednak do wykonywania ich obowiązków - wszystkie tajne dane przejęła FSB.
Polskich służb Federalna Służba Bezpieczeństwa nie dopuściła, a najwyższemu żyjącemu urzędnikowi Kancelarii Prezydenta nie pozwoliła odlecieć ze Smoleńska do Polski.

Piotr Ferenc-Chudy, dziennikarz `GP', który był wśród dziennikarzy na cmentarzy katyńskim, tak relacjonuje zachowanie rosyjskich służb po katastrofie: - Dowiadujemy się, że z polecenia rosyjskich władz mamy wracać do Polski. Nasz przewodnik i oficer FSB wprowadzają nas do autobusu. Okazuje się, że jednak nie wolno nam odjechać. Oficer zabronił. Rosjanie dostają sprzeczne rozkazy. W końcu zbieramy się w autobusie i jedziemy pod bramę lotniska. Stoją tam limuzyny oficjeli, karetki, samochody wojskowe i milicyjne. Rosyjskie służby próbują odebrać dziennikarzom nośniki z nagraniami, karty pamięci ze zdjęciami. Brama jest zamknięta. W samolocie czeka minister Jacek Sasin, który chciał zaraz po katastrofie wracać do Polski. Rosjanie nie pozwalają mu jednak ani odlecieć, ani wyjść na zewnątrz. Tłumaczą, że Jak-40 nie może wystartować, ponieważ na wieży nie ma kontrolera, bo jest właśnie przesłuchiwany. Dziwne, bo widzimy, że na lotnisku wciąż lądują rosyjskie samoloty i śmigłowce. Jak opowiadał potem minister Sasin, ambasador Polski w Moskwie Jerzy Bahr usilnie namawiał go, by został, ale minister zdecydowanie odmawiał. Potem dowiedzieliśmy się, że w czasie, gdy przetrzymywano ministra Sasina, najwyższego żyjącego urzędnika Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, w Polsce już znajdował się w opustoszałej Kancelarii nowy jej szef, mianowany przez p.o. prezydenta, Bronisława Komorowskiego. Rosjanie pozwolili wystartować Jakowi-40 z ministrem Sasinem dopiero po interwencji polskich konsulów. Wylądowaliśmy w Warszawie po godz. 17.

Obecność rosyjskich specsłużb i niedopuszczenie do zabezpieczenia terenu oraz ocalałych nośników tajnych danych przez polskie służby są znamienne. W dzienniku `Washington Times' w artykule Billa Gertza z 13 maja br. (Zagrożone kody NATO) autor, powołując się na żródła w wywiadzie NATO, pisał, że `najbardziej znaczące jest to, że Rosjanie prawdopodobnie uzyskali ultratajne kody używane przez armie NATO do komunikacji satelitarnej'. Zdaniem Gertza, `jeśli rosyjskie służby specjalne były w stanie odzyskać karty kodowe telefonów satelitarnych, będą w stanie rozkodować teraz całą natowską komunikację sprzed katastrofy. To przełom dla rosyjskich służb. Niemal na pewno natychmiast po katastrofie wydano wojskom państw NATO nowe kody'.

Rosjanie mogli uzyskać informacje z ostatnich miesięcy, a nawet lat, dotyczące planów obronnych, ponadto mogli poznać tożsamość agentów lub żródeł podsłuchu NATO.
FSB w sprawie katastrofy pojawia się od początku. Oficer tej służby znajdował się na wieży kontrolnej w chwili, gdy polski samolot z prezydencką delegacją zbliżał się do lotniska Smoleńsk-Siewiernyj (sprawę ujawnił `Fakt'). Polakom nie udało się ze stuprocentową pewnością ustalić jego nazwiska (być może brzmi ono Krasnokuckij). Ciekawe, że nie udało się go przesłuchać nawet rosyjskim prokuratorom.
Agent towarzyszył dwóm kontrolerom, z których jeden po tragedii przeszedł w trybie ekspresowym na emeryturę i zniknął, a drugi rozpłynął się w powietrzu po tym, jak przyszedł po niego jakiś rosyjski mundurowy. Jeden z tych dwóch pracowników wieży, niejaki Ryżkow - pomocnik kontrolera - został wydelegowany do pracy na lotnisku Smoleńsk-Siewiernyj `do czasu zakończenia lotów, 10 kwietnia' - jak napisano w materiałach prokuratorskich. Zbieżność tej daty z katastrofą jest zastanawiająca. Polska prokuratura wojskowa potwierdziła, że bada wątek tajemniczej obecności oficera rosyjskich służb w wieży, ale dotychczas nie udało się jej przesłuchać ani oficera, ani kontrolerów.

Także pojawienie się przed terminem lądowania prezydenckiego Tu-154 rosyjskiego Iła-76, który wykonał karkołomny manewr tuż nad płytą lotniska, jest do dziś niewyjaśnione. Rosjanie tłumaczyli, że iłem lecieli funkcjonariusze FSB mający chronić prezydenta RP. To jednak za wielki samolot do tego celu. Przy tym Ił-76 nie wylądował, a funkcjonariusze FSB mimo wszystko w Smoleńsku byli.

Pod parasolem rosyjskiej agentury
- FSB steruje przebiegiem śledztwa rosyjskiej prokuratury, decyduje, jakie dokumenty i kiedy śledczy mogą przekazać Polsce, a także kieruje `przeciekami' o rzekomej winie polskich pilotów, które podwładni Putina wrzucają do polskich mediów, wykorzystując byłych agentów WSI. Pracami rosyjskiej komisji steruje gen. Tatiana Anodina, która została szefową Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego dzięki poparciu wiceszefa KGB Jewgienija Primakowa. Chodzi o zagmatwanie śledztwa i zrzucenie winy na załogę Tu-154 - mówi `GP' jeden z polskich śledczych.
Nic dziwnego, że postępy rosyjskiego śledztwa pod `opieką' FSB są prawie zerowe, a polscy prokuratorzy wojskowi, którzy są uzależnieni od materiałów uzyskanych z Rosji, nie mogą rozwinąć śledztwa. Choć na linii rządowej - jak podkreśla premier Tusk i p.o. prezydenta Bronisław Komorowski - współpraca polskiej i rosyjskiej prokuratury `układa się wzorowo', napięcie między prokuraturą rosyjską i komisją Anodiny a polską prokuraturą wydaje się powoli rosnąć. Wynikiem tego była wizyta ministra Jerzego Millera w Moskwie, który pojechał odebrać nową wersję zapisów czarnej skrzynki, ponieważ polscy śledczy wykryli w niej wady techniczne (ślady ingerencji?).

Polscy śledczy nie mogą przeprowadzić własnej analizy fonoskopijnej oryginalnej czarnej skrzynki, która jest w rękach rosyjskich, ponieważ gen. Anodina kategorycznie stwierdziła, że Rosja nie zwróci ich Polsce.
Dlaczego FSB tak pilnie strzeże tajemnic katastrofy smoleńskiej? Jeśli za katastrofę odpowiedzialni byliby piloci albo prezydent lub ktoś z jego otoczenia, Putin w świetle kamer od razu przekazałby Tuskowi czarne skrzynki, co miałoby oznaczać: `patrzcie, nie mamy nic do ukrycia', a nawet z własnej woli przysłał do Polski na przesłuchania kontrolerów z wieży, którzy by to potwierdzili. Tymczasem Rosjanie przetrzymują ponad dwa miesiące dwie skrzynki, w dodatku chcieli, abyśmy oddali im własną, polską. Kłamstwa, matactwa, zacieranie śladów wskazują na winę Rosji.
Tajemnica zdjęć z satelity.

Niedługo po katastrofie `Rzeczpospolita' podała, że polska Służba Kontrwywiadu Wojskowego na bieżąco otrzymywała informacje o położeniu prezydenckiego Tu-154 w drodze do Smoleńska. Informacje, które wpływały do SKW, były zbliżone do tych przesyłanych przez zwykłe urządzenia GPS. Były to dane m.in. o położeniu maszyny, jej wysokości i prędkości. Z ustaleń `Rzeczpospolitej' wynikało, że SKW najprawdopodobniej już w momencie katastrofy posiadała też nagrania m.in. rozmów pilotów samolotu z wieżą kontroli lotów. Wojskowe służby mają bowiem tajną stację nasłuchową. SKW nie chciała jednak oficjalnie komentować sprawy.
Jeszcze bardziej zastanawiające jest milczenie wokół zdjęć satelitarnych, jakie polski rząd otrzymał od National Security Agency (NSA) - amerykańskiej agencji wywiadowczej zajmującej się zdobywaniem, przetwarzaniem i szyfrowaniem tajnych danych. Fotografie te, pochodzące z jednego z satelitów szpiegowskich USA, trafiły do Polski pod koniec kwietnia. Kilka dni póżniej znalazły się w polskiej prokuraturze wojskowej. Śledczy mieli określić je jako `bardzo ważne materiały dowodowe', choć wcześniej minister obrony narodowej Bogdan Klich twierdził, że nie wie, do czego takie fotografie miałyby służyć... Wagi tych materiałów nie docenia chyba także Jacek Cichocki - który w rozmowie z RMF FM przyznał, że zdjęć, które uzyskał od Amerykanów, nawet... nie widział.

O amerykańskich zdjęciach wiadomo jedynie, że pochodzą z dnia katastrofy i są kilka razy dokładniejsze niż fotografie satelitarne Smoleńska dostępne w internecie. W jaki sposób mogłyby przydać się w śledztwie? Przede wszystkich można by było dzięki nim zweryfikować hipotezy dotyczące eksplozji samolotu w powietrzu lub po uderzeniu w ziemię, a także obejrzeć dokładnie miejsce katastrofy po upadku samolotu oraz - co może jest jeszcze bardziej istotne - tuż przed tym zdarzeniem. Zdjęcia z najlepszych amerykańskich komercyjnych satelitów (GeoEye, DigitalGlobe) pozwalają rozróżnić obiekty, które oddalone są od siebie na ziemi o 40-50 cm. NSA - jak można przypuszczać - dysponuje dostępem do jeszcze lepszych materiałów.

Eksperci czy agenci wpływu?
Całkowity brak w dyskusji na temat Smoleńska materiałów żródłowych - a więc zdjęć satelitarnych, rzetelnych informacji o przesłuchaniach, wreszcie wiarygodnych stenogramów rozmów z kokpitu Tu-154 (przypomnijmy, że Rosjanie nie potwierdzili autentyczności publikowanych przez polskie MSW dokumentów) - zmusza dziennikarzy i opinię publiczną do posiłkowania się opiniami przeróżnych ekspertów. Jednak do niektórych osób określanych tym mianem należy zachować duży dystans.

Pisaliśmy już w `GP' o Andrzeju Kińskim z `Nowej Techniki Wojskowej' i Tomaszu Hypkim ze `Skrzydlatej Polski'. Pierwszy (`mnie hipotezy dotyczące zamachu, ataku elektromagnetycznego, nie interesują') jest wymieniony w Aneksie nr 16 raportu o WSI wśród osób `współpracujących niejawnie z żołnierzami WSI w zakresie działań wykraczających poza sprawy obronności państwa i bezpieczeństwa Sił Zbrojnych RP' jako współpracownik o pseudonimie `Skryba'. Drugi - lansujący w mediach tezę o winie polskich pilotów - pisał kilka lat temu: `Niewiele brakowało, by rząd PiS zniszczył Bumar, delegując do jego władz niekompetentne osoby z klucza partyjnego i niszcząc jego otoczenie, w tym struktury MON i służby specjalne'.
Do kompetencji jednego z najpopularniejszych `specjalistów' w sprawie katastrofy - Siergieja Amielina, autora doskonale znanych w Polsce symulacji ostatnich minut lotu Tu-154 (promowane m.in. w `Gazecie Wyborczej' fotografie ściętych drzew, analizy itd.) - zastrzeżenia mają sami Rosjanie. Na internetowym forum mieszkańców Smoleńska aż kipi od podejrzeń o współpracę Amielina z FSB, wielu internautów udowadnia też, że ten `niezależny ekspert' to w najlepszym przypadku tylko fotograf-amator, o którym przed 10 kwietnia trudno było znależć jakąkolwiek wzmiankę w internecie. Doszło do tego, że Amielin - od początku aktywnie udzielający się na forum Smoleńska - próbował obrócić zarzuty pod swoim adresem w żart, publikując w internecie... fotografię podrobionej legitymacji CIA z własnym zdjęciem, nazwiskiem i stopniem.

Równie ciekawą postacią jest niejaki 27-letni mechanik spod Smoleńska Władimir Iwanow, którego 40 dni po katastrofie postanowiono przedstawić jako autora słynnego filmiku nagranego kilkanaście minut po wypadku. Film ten zbadała Okręgowa Prokuratura Wojskowa w Warszawie, stwierdzając, że słychać na nim strzały i głosy po polsku. Tymczasem Iwanow - do którego, jak pisał `Fakt', `dotarli rosyjscy dziennikarze' - utrzymuje, że nie słyszał żadnych polskich głosów, a huki wystrzałów pochodziły z amunicji funkcjonariuszy BOR (choć jak ustaliła `GP', zachowała się ona w całości). Czy polska prokuratura wojskowa wystąpiła o przesłuchanie Iwanowa, by ustalić, czy faktycznie jest autorem nagrania? Czy kiedykolwiek będziemy mieli możliwość porównania głosu z filmu i głosu Iwanowa? Jak wyjaśnić rozbieżności między ustaleniami polskich prokuratorów a wersją odnalezionego przez `rosyjskich dziennikarzy' mechanika?

Ale nie zawsze to dziennikarze `docierają' do informatorów; czasem ci drudzy docierają do redakcji. Tuż po publikacji `Gazety Polskiej' pt. Smoleńskie kłamstwa WSI w siedzibie naszego tygodnika zjawił się mjr pil. Andrzej W., wymieniony w raporcie o WSI, próbując w długiej rozmowie przekonać nas, że przyczyną katastrofy było zagapienie się pilotów na reflektory podstawione obok płyty lotniska, tzw. APM-y. Za zamachem mieli stać - według niego - powiązani ze służbami Polacy. Na koniec mjr W. zapytał nas: `Panowie, nie boicie się tak pisać? Na pewno się nie boicie?'


http://www.bibula.com/?p=21493
Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

Awatar użytkownika
Koperek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 30 maja 2007, o 00:02
Lokalizacja: Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Koperek » 16 cze 2010, o 01:03

Gumis tropiciel spiskowych teorii z naszego dziennika :evil: :twisted: :lol:

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 16 cze 2010, o 19:37

Koperek pisze:Gumis tropiciel spiskowych teorii z naszego dziennika :evil: :twisted: :lol:
Coś jeszcze w temacie :?: Czy tylko na wyśmiewanie Cię stać :?: 8)
Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 26 lip 2010, o 19:49

Ha ha ha w jakim My państwie żyjemy,władza ma obywatela za idiotę lub imbecyla.Ten prozaiczny powód nie jest przeszkodą do upublicznienia stenogramów,no chyba,że coś się chce bardzo głęboko ukryć.

Stenogramy z kabiny pilotów nie będą upublicznione
MSWiA nie chce upublicznić polskich stenogramów
PAP
Polscy biegli kończą odczytywanie nagrań rozmów w kabinie prezydenckiego tupolewa. Całość zapisu nie będzie jednak ogłoszona publicznie. Z pełnymi wynikami prac ekspertów zapoznają się jedynie członkowie komisji badającej przyczyny katastrofy 10 kwietnia - informuje portal rmf24.pl.
Zdaniem ministra spraw wewnętrznych i szefa komisji śledczej Jerzego Millera zwykły obywatel nie ma wystarczającej wiedzy, by zrozumieć stenogramy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Jak powiedział Miller, interpretowanie suchych sformułowań bez kontekstu i wiedzy lotniczej może prowadzić do opacznego zrozumienia tego, co mogło dziać się w kabinie pilotów - czytamy w tekście Mariusza Piekarskiego.

Szef MSWiA chce, by opinia publiczna poznała jedynie komunikat z prac ekspertów. Jak dodał, rosyjski stenogram został upubliczniony tylko dlatego, że wtedy ruszyła lawina spekulacji i niestworzonych hipotez. Miller zaznaczył, że tylko w ten sposób można było to wszystko przeciąć.


http://wiadomosci.onet.pl/2202531,28350 ... osceu.html
Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

Awatar użytkownika
Artur
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 606
Rejestracja: 16 kwie 2010, o 08:40
Lokalizacja: Kaliniec / XXV - lecia

Nieprzeczytany post autor: Artur » 26 lip 2010, o 23:01

A czy min. Miller jest specem od lotnictwa i katastrof lotniczych ? A może, jak się jest ministrem, to się staje człowiek omnibusem ?
"Wolność polega na świadomym i dobrowolnym wyborze dobra. Wolność to nie moc czynienia tego, co chcemy, lecz prawo bycia zdolnym do czynienia naszej powinności."
Lord Acton

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 26 sie 2010, o 23:15

Ciąg dalszy dywagacji......nie wiem jak się ustosunkować....

"Polscy prokuratorzy nie mają szans wyjaśnić przyczyny katastrofy"
- Polscy prokuratorzy niewiele mogą zrobić nie mając dokumentów z Rosji. Związano im ręce. Nie mają szans wyjaśnić przyczyny tej katastrofy - mówiła dzisiaj Beata Gosiewska w programie "Rozmowa bardzo polityczna" w TVN24. Wdowa po Przemysławie Gosiewskim uważa, że cztery miesiące to jest "sporo czasu na to, aby uzyskać od strony rosyjskiej te dokumenty, które były sporządzone zaraz po katastrofie".
Gosiewska dodaje, że w aktach, które znajdują się juz w Polsce jest niewiele informacji, które mogłyby wskazywać na przyczynę katastrofy.

- Polscy prokuratorzy do tej pory nie przesłuchali szefa polskiego rządu, ministra obrony narodowej, ministra spraw zagranicznych, minister Kopacz. Ci ludzie odpowiadali za bezpieczeństwo tego samolotu, a ono nie zostało dochowane - zaznacza Gosiewska.

Wyjaśnia, że to są "główne osoby, które były odpowiedzialne za bezpieczeństwo tego samolotu", a nie złożyły jeszcze zeznań. Określa wymienione osoby, jako "kopalnie wiedzy".

Gosiewska podkreśliła, że nikogo nie obwinia o śmierć męża, jednak od początku dziwiło ją, że w Polsce zamach był tematem tabu.

- Być może przez ten pierwszy dzień to nie przychodziły mi takie myśli kto i co. Kolejne wydarzenia budziły we mnie zdziwienie, dlaczego tak się poszczególne osoby zachowują. Takie narzucane na rozkaz pojednanie, na siłę - mówiła Beata Gosiewska w TVN24. Dodała od razu, że chodzi jej o pojednanie premierów, które uważa za nieszczere z obu stron.

- Tusk, który nie podszedł do ciała prezydenta nie jest wiarygodny - wyjaśnia wdowa.

http://wiadomosci.onet.pl/2214676,11,po ... ,item.html
Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

Awatar użytkownika
AlixVonHessen
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 469
Rejestracja: 6 cze 2010, o 16:57
Kontakt:

Nieprzeczytany post autor: AlixVonHessen » 29 sie 2010, o 07:30

Teorie sPiSkowe ta sprawka drugiego bliżniaka. Łapie się wszystkiego, żeby tylko dorwać się do władzy (a Jarek na to: 'Po trupach do celu, po trupach do celu'). Ciekawe czy ktokolwiek pofatygował się o sprawdzenie rosyjskiego prawa w podobnych sytuacjach. W każdym niemal kraju prawo postępowania w przypadku podobny katastrofach nieco się różni. Nie twierdzę, że tak jest na pewno w tym przypadku, ale nie możemy wykluczyć, że prawo zabrania ujawniania elementów śledztwa.
Poza tym, Jarek już wcześniej doszukiwał się spisku w czerwonych trumnach. On ma chyba jakąś manię prześladowczą. Niektórym się wydaje, że są w centrum wszechświata i cały czas wszyscy ich dokładnie obserwują, jedni wielbią, drudzy chcą ich zabić. Jarku szanowny, żebyś wiedział ilu ludzi ma cię po prostu głęboko gdzieś...
'Człowiek bez wiedzy o przodkach jest pusty i martwy' - M. Łącki

Awatar użytkownika
Crossmen
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 589
Rejestracja: 3 paź 2008, o 10:40
Lokalizacja: Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Crossmen » 29 sie 2010, o 20:44

Prawo lotnicze jest międzynarodowe więc to komuchy przycinają w chu*a

Awatar użytkownika
Gumiś
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 6804
Rejestracja: 23 mar 2008, o 21:41
Lokalizacja: Tylko Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Gumiś » 4 paź 2010, o 16:54

Gumiś
Bez historii jesteśmy nikim,nikt o nas nie będzie pamiętał,przeminiemy jak pora roku........

Awatar użytkownika
gawronik13kalisz
Moderator
Moderator
Posty: 9013
Rejestracja: 4 lis 2009, o 17:24

Nieprzeczytany post autor: gawronik13kalisz » 16 gru 2010, o 14:45

W grobie L. Kaczyńskiego są szczątki innych osób?

Prokuratura ma problem z dopasowaniem protokołów sekcyjnych, co oznacza, że w grobach ofiar katastrofy smoleńskiej mogą być pochowane szczątki należące do różnych osób. Taka wątpliwość ma dotyczyć m.in. ciała prezydenta Lecha Kaczyńskiego - informuje RMF FM.

Obrazek

Reporterzy RMF FM donoszą o bałaganie jaki panuje w rosyjskich dokumentach z sekcji zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej. Nie zgadzają się na przykład numery na niektórych protokołach sporządzonych po sekcjach z numerami przypisywanymi zaraz po katastrofie.

Do czasu zakończenia analizy nie można wyciągać pochopnych wniosków. Ale tak, taki problem rzeczywiście występuje i jest bardzo dokładnie badany przez polską prokuraturę - mówi pełnomocnik części rodzin ofiar katastrofy 10 kwietnia Rafał Rogalski.

Prokuratura ani nie potwierdza, ale i nie zaprzecza informacjom podanym przez RMF FM. Wiadomo jednak, że do tej pory polscy prokuratorzy nie otrzymali od strony rosyjskiej wszystkich dokumentów potrzebnych do właściwej identyfikacji ofiar.
g13k

Awatar użytkownika
Koperek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 30 maja 2007, o 00:02
Lokalizacja: Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Koperek » 16 gru 2010, o 16:18

:lol: :lol: :lol: :lol: :lol:

Awatar użytkownika
AlixVonHessen
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 469
Rejestracja: 6 cze 2010, o 16:57
Kontakt:

Nieprzeczytany post autor: AlixVonHessen » 16 gru 2010, o 19:41

Koper, nie śmiej się! Serio, dzisiaj przesadziłeś. Wielokrotnie powtarzałam, że nie jestem fanką braci K., ale czy dla Ciebie śmierć tylu ludzi serio jest śmieszna? Zbanować Kopra!!!!!
'Człowiek bez wiedzy o przodkach jest pusty i martwy' - M. Łącki

Awatar użytkownika
Koperek
Użytkownik
Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 30 maja 2007, o 00:02
Lokalizacja: Kalisz

Nieprzeczytany post autor: Koperek » 16 gru 2010, o 20:47

ZBANOWAC KOPRA, NA STOS Z NIM :lol: :lol: :lol:
Wszyscy na kolana, palic znicze i pochodnie, odmawac zdrowaske w intencji Leszka :!:
Tak smieszy mnie ze do samolotu wsiadl klotliwy CHAM, autor slow: "malpa w czerwonym" "ja pania wykoncze" "spieprzaj dziadu" z rekordowo niskim poparciem a na Wawelu pochowano szarmanckiego meza stanu, bohatera narodowego, najprawdziwszego i najwiekszego Polaka. Smiech.

ODPOWIEDZ