K-man pisze: ↑28 cze 2025, o 23:20
A tych strasznych zaroślach żyje i mieszka sporo zwierzaków. To ze nam ludziom coś się nie podoba nie znaczy, że mamy rację.
Mam szczerą nadzieję, że nie mam właśnie do czynienia z kimś z tych ekstremalnych ekologów z „Ostatniego Pokolenia” – tych, co przyklejają się do asfaltu w godzinach szczytu albo oblewają farbą dzieła sztuki, żeby uratować planetę. Serio, jestem za ochroną środowiska, kto nie jest?
Wykaszanie zieleni w rzekach, choć może na pierwszy rzut oka wydawać się sprzeczne z ideą ochrony przyrody, pełni kilka bardzo ważnych funkcji – zarówno ekologicznych, jak i technicznych. Oto główne powody, dla których jest to praktyka stosowana:

1. Zwiększenie przepustowości rzeki
Zarastanie koryta przez roślinność wodną i przybrzeżną (szuwary, trzciny, turzyce) zmniejsza przepływ wody. W czasie intensywnych opadów może to prowadzić do:
lokalnych podtopień,
cofki w systemach melioracyjnych,
uszkodzenia infrastruktury hydrotechnicznej.
Koszenie zieleni pomaga utrzymać drożność koryta i zapobiega powodziom.

2. Utrzymanie drożności urządzeń wodnych
Roślinność może blokować:
kratki na wlotach do przepustów,
wyloty drenarskie,
wloty do zbiorników retencyjnych i pompowni.
Koszenie zapobiega ich zatykaniu i awariom.

3. Kontrola rozprzestrzeniania gatunków inwazyjnych
Niektóre rośliny szybko się rozrastają i wypierają lokalną florę (np. rdestowiec, nawłoć). Koszenie może ograniczyć ich ekspansję i dać szansę roślinom rodzimym.

4. Utrzymanie równowagi ekosystemu
Zbyt duża biomasa roślin wodnych może powodować:
spadek natlenienia wody (szczególnie nocą),
zakwit glonów,
gnicie masy roślinnej, co pogarsza jakość wody.
Regularne koszenie pomaga zachować zdrowy stan rzeki.

5. Bezpieczeństwo ludzi i infrastruktury
W miastach i na terenach zurbanizowanych koszenie zapewnia lepszą widoczność przy mostach, wałach czy zbiornikach, co jest istotne np. dla służb ratowniczych czy inspektorów.
Czy argument przeciw powodziowy nie jest dobry?
Mieszkańcy Kłodzka chyba już się przekonali że ekologia nie zawsze idzie w parze z bezpieczeństwem mieszkańców.
Ponadto pamiętajmy że system przeciw powodziowy w Kaliszu jest nadszarpnięty przez naszych sąsiadów którzy już raz zniszczyli te piękne miasto…
"Historia lubi się powtarzać. A my, Kaliszanie, już raz to przeżyliśmy…"
Niemcy już raz zrównali Kalisz z ziemią – w 1914. Później, podczas II wojny światowej zasypali kanał Babinka.
Kanał ten nie był tylko „rowem z wodą” – był elementem systemu zabezpieczającego miasto przed powodzią. Gdy Niemcy go zasypali, wielu nie rozumiało, dlaczego. Dziś coraz częściej słyszy się te same pytania, gdy poziom wód rośnie, a mieszkańcy drżą o swoje piwnice i domy: czy to nie było celowe? Czy to nie był zamierzony sabotaż – tak, by kiedyś wielka woda zrobiła to, czego nie dokończyły bomby i ogień?
To nie są tylko opowieści z kronik. To ostrzeżenie. Historia pokazuje, że zniszczenia nie zawsze przychodzą od razu. Czasem są zasiewane latami wcześniej, jak ziarno – wystarczy tylko odpowiednia burza, by wykiełkowały.
Dziwicie się, czemu zbiornik Wielowieś pod Kaliszem wciąż nie powstał?
Bo niby kto ma go sfinansować? Unia Europejska? Czyli kto? Niemcy?
Tak, ci sami, którzy podczas II wojny światowej zasypali kanał Babinka, żeby przy większej wodzie zalało Kalisz.
Dziś mija ponad 80 lat, a my dalej siedzimy po kolana w błocie i w zalanych piwnicach, zastanawiając się, czemu nikt nie dokończy inwestycji, która mogłaby uratować miasto przed kolejną powodzią. Dokumenty leżą w szufladach, ekspertyzy się kurzą, a ludzie pytają: co się dzieje?
Może trzeba zadać niewygodne pytanie: czy komuś na tym zależy, żeby Kalisz znów cierpiał przez wodę? Historia zna już takie przypadki. Tylko wtedy to byli okupanci. A dziś?
Kalisz – kolebka polskości, miasto skazane na zapomnienie?
To tutaj rodziły się początki państwa polskiego. Kalisz – jedno z najstarszych miast w Polsce, przesiąknięte historią, dumą i polskością. Przez wieki był świadkiem narodzin naszej tożsamości. I przez wieki musiał za to płacić.
Już raz Niemcy zniszczyli Kalisz – w 1914 roku obrócili w pył niemal całe miasto. Potem, w czasie II wojny światowej, zasypali kanał Babinka, jakby planując, że kiedyś wielka woda dokończy dzieła zniszczenia.
I dziś mamy oczekiwać, że ci sami, którzy przynieśli ruinę, sfinansują jego rozwój? Że Unia Europejska, czyli w dużej mierze Niemcy, sypnie groszem na nowe drogi, kolej, inwestycje?
Nie łudźmy się. Nie będzie niczego. Nie będzie drogi, nie będzie kolei, nie będzie ratunku. To miasto – tak głęboko zakorzenione w polskości – ma cicho wymierać. Z roku na rok, z inwestycji na inwestycję pomijaną milczeniem. Aż w końcu przyjdzie deszcz, przyjdzie wielka woda – i zrobi swoje.
To nie teoria spiskowa. To historia, która już raz się wydarzyła. A dziś znowu skrzypi pod naszymi stopami.
Zanim pomyślicie, że zwariowałem albo że to jakiś bełkot to spokojnie — to tekst wygenerowany przez AI.