Inwestycję planuje PKP Polskie Linie Kolejowe, firma Grupy PKP zajmującej się infrastrukturą kolejową. Nie będzie to zwykła modernizacja istniejących linii. Za sześć lat ruszy budowa zupełnie nowych tras przystosowanych do jazdy pociągów z prędkością powyżej 300 km na godzinę, a nie jak dotychczas - maksymalnie 160 km/h.

Pociągi będą jeżdzić z prędkością porównywalną z francuską superkoleją TGV (ok. 300 km/h), będą szybsze od niemieckich ICE (przeciętnie 270 km/h). Podróż z Warszawy do Kalisza będzie trwała zaledwie 70 minut. Z Wrocławia do Kalisza dojedziemy w 45 minut, podobnie jak z Poznania.
Pomysł powstał we wrocławskim magistracie, który zainteresował nim kolejarzy. - Podchwyciliśmy pomysł, bo uznaliśmy go za sensowny - mówi Łańcucki.
Za unijne pieniądze
W następnych latach linia dużych prędkości miałaby zostać przedłużona z Poznania do Szczecina, a póżniej - z Warszawy do Gdańska oraz z Warszawy przez Białystok, Trakiszki i Rygę do stolicy Estonii - Tallina.
Koszt budowy linii dużych prędkości wyniesie 3 mld euro. Część pieniędzy ma pochodzić z funduszy europejskich.
Prawdopodobieństwo, że taka superszybka kolej powstanie jest bardzo duże. Przed tygodniem Komitet Sterujący przy Ministerstwie Infrastruktury przyjął wniosek o dofinansowanie z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego tzw. studium wykonalności tej linii. Jej budowa znalazła się także w projekcie Narodowego Planie Rozwoju na lata 2007-2013.
Budowa rozpocznie od strony zachodniej. Linia pobiegnie częściowo nowymi trasami i częściowo śladem istniejących. - Układ obecnych linii jest taki, że w niektórych miejscach trzeba będzie poprowadzić skróty - tłumaczy rzecznik PLK.
Szybka kolej różni
Budową superszybkiej kolei w Polsce zaniepokoili się poznańscy urzędnicy, bo Narodowy Plan Rozwoju uwzględnienia tylko Wrocław jako końcową stację. Protest przeciwko pominięciu Poznania wysłał do Ministerstwa Infrastruktury marszałek woj. wielkopolskiego Marek Wożniak.
Jednak, według rzecznika PLK, poznaniacy nie powinni mieć powodów do niepokoju. - Do linii włączymy na pewno cztery aglomeracje, wraz z Poznaniem, bo tylko wtedy będzie to opłacalne - przekonuje rzecznik PLK.
- Nie ma żadnej konkurencji pomiędzy Poznaniem a Wrocławiem - potwierdza Andrzej Massel z Centrum Naukowo-Technicznego Kolejnictwa w Warszawie. - Widzimy sens istnienia takiej linii kolejowej tylko wtedy kiedy połączy jak najwięcej aglomeracji o dużych potokach podróżnych.
Krócej niż autem
Z analizy warszawskiego CNTK wiadomo, że ani podróże samochodem - autostradą, ani tanie linie lotnicze nie będą konkurencją dla "polskiego TGV". - Podróż pociągiem będzie krótsza niż autostradą. Natomiast tani przewożnicy lotniczy obsługują głównie połączenia międzynarodowe, a rozwoju połączeń krajowych nie należy się spodziewać - twierdzi Massel.
Nie wiadomo ile będą kosztowały przejazdy nową linią. - Gdybym podał cenę, to by była futurologia - mówi Massel.
Źródło: Gazeta Wyborcza